Nie wszystko, co ważne, widać online…
Kilka dni temu spotkałam się z jednym z klientów, dla którego jakiś czas temu prowadziliśmy rekrutację na stanowisko liderskie. Ot, luźna rozmowa – jak sobie radzi „nasz człowiek”, czy zespół zadowolony, co się zmieniło od jego przyjścia. I wtedy pada zdanie, które zostaje w głowie:
„Po tym LinkedIn’ie to on się tak nie zapowiadał.”
Zatrzymałam się. No właśnie.
CV? ✅
Doświadczenie? ✅
Rekomendacje? ✅
Profil online – perfekcyjny.
A mimo to coś nie grało. Coś nie klikało na etapie decyzji.
Bo intuicja dobrego lidera (a ten klient jest jednym z nich) często widzi więcej niż algorytmy i punkty na osi czasu.
To przypomniało mi, jak często pytamy w rekrutacjach nie o to, czy ktoś coś robił – tylko jak.
- Czy przewodził, czy był tylko uczestnikiem?
- Czy zarządzał zmianą, czy po prostu ją przetrwał?
- Czy osiągnął wyniki dzięki swoim działaniom, czy po prostu trafił na dobry moment?
- Czy umie współpracować, czy tylko dobrze mówi o współpracy?
Takich rzeczy nie ma w sekcji „Experience”.
Nie da się ich zmierzyć pochwałami ani selfie z konferencji.
Dlatego zaufanie w rekrutacji wyższego szczebla nie bierze się z danych.
Bierze się z rozmów. Z weryfikacji. Z kontekstu.
I może właśnie to jest różnica między kimś, kto wygląda świetnie na LinkedInie… a kimś, komu naprawdę powierzysz zespół, budżet i wpływ.
A Ty? Masz swoje „LinkedInowe zaskoczenie”?